Powieść wybrana do Klubu Książki Reese Whiterspoon oraz nominowana w konkursie Goodreads Choice Awards 2023 w kategorii romansu. Sprzedane prawa filmowe!
Dlaczego przeciętni faceci chodzą na randki ze sławnymi, pięknymi i utalentowanymi kobietami, a prawie nigdy odwrotnie? Skąd ta społeczna reguła? Bo życie to nie komedia romantyczna. Czyżby?
Sally Milz jest scenarzystką komediowego show w telewizji – w stylu Saturday Night Live. Po serii gorzkich rozczarowań porzuciła marzenia o miłości i skupia się raczej na karierze zawodowej niż na poszukiwaniu drugiej połówki.
Kiedy jednak jej kolega z pracy podrywa niezwykle ponętną aktorkę, Sally zdaje sobie sprawę, że jest coś nie fair z tymi relacjami. Dlaczego średnio atrakcyjni, choć utalentowani faceci z łatwością potrafią rozkochać w sobie oszałamiająco piękne i silne kobiety?! Niemal nigdy odwrotnie! Bo przecież prawdopodobieństwo zakochania się przystojnego mężczyzny w przeciętnie wyglądającej kobiecie jest bliskie zeru… W złości i żalu na podwójne standardy Sally przygotowuje skecz, który ma wyśmiać tę niesprawiedliwą regułę.
Pewnego dnia w programie pojawia się Noah Brewster – olśniewający gwiazdor muzyki pop, który – rzecz jasna – randkuje wyłącznie z modelkami. Po nocy spędzonej na wspólnej pracy między Sally a Noahem zaczyna niebezpiecznie iskrzyć. Tyle że to nie jest komedia romantyczna – to prawdziwe życie. A w prawdziwym życiu ktoś taki jak Noah nigdy nie umawia się z kimś takim jak Sally… prawda?
Czy w naszych neurotycznych i skomplikowanych czasach możliwy jest jeszcze romans jak z komedii romantycznej w stylu vintage?
Curtis Sittenfeld błyskotliwie i z ironią rozprawia się z cudem miłości, ale przecież nie pozostawi swoich bohaterów i czytelników bez uśmiechu i nadziei…
Nie zaprosiłam go też, bo bałam się, że jeśli to zrobię, będę potrzebowała znaleźć kolejne źródło seksualnego zaspokojenia, co oznaczało, że musiałabym znów zasubskrybować aplikację do szybkich randek i poznać wystarczająco dużo nieznajomych w barach, by stwierdzić, który mnie nie zamorduje, jeśli zaproszę go do domu.
Zaletą Gene’a było to, że nie wykazywał morderczych skłonności, za to nie był specjalnie przystojny. Średniego wzrostu i takiej budowy, o jasnobrązowych włosach. Tkwiło w nim coś tak pospolitego, że mógłby zagrać statystę w każdym skeczu z Nocnych sów dziejącym się w biurze. Był bez zarzutu, tak jak osoba, która siedzi obok ciebie w samolocie, choć nie zachowywaliśmy się jak sąsiedzi z pokładu samolotu, ponieważ głównie
fundowaliśmy sobie nawzajem orgazmy. Przez kilka miesięcy obowiązywania tego układu zadał mi dokładnie dwa pytania. Pierwsze dotyczyło tego, czy kiedykolwiek piłam kawę z masłem (nie), a drugie, czy kiedykolwiek byłam na Rockaway Beach (też nie). Żaden z poprzedników Gene’a nie był szczególnie dociekliwy, ale zadawali mi wystarczająco dużo pytań, żebym zmyślała, gdzie pracuję, czego nigdy nie musiałam robić z Gene’em.
Innym gościom, z którymi „randkowałam”, powiedziałam, że piszę newsletter dla firmy produkującej sprzęt medyczny, czym między innymi zajmowałam się przed podjęciem pracy w Nocnych sowach. Choć przeważnie nie byłam kłamczuchą, obawiałam się, że faceci, z którymi się bujałam, za bardzo się zainteresują, jeśli wspomnę o moim prawdziwym chlebodawcy. W najlepszym razie chcieliby, żebym przynajmniej załatwiła im bilety na widownię programu na żywo, w najgorszym okazałoby się, że są aspirującymi improwizatorami. A w naprawdę koszmarnym razie wyszłoby na to, że poznali mnie w taki sposób, w jaki nie chciałam być przez nich znana. Sama nie byłam
pewna, czy moja własna osoba (wyważona kobieta o przeciętnej inteligencji i atrakcyjności) lub autorskie scenariusze (uparcie wściekłe skecze o seksizmie i czynnościach fizjologicznych ciała) odzwierciedlały moje prawdziwe ja. Zresztą czy posiadałam prawdziwe ja? Czy ktokolwiek je posiadał?
Fragment książki